To już rok ~ co u mnie słychać teraz i co będzie słychać w nadchodzących miesiącach |NEWS|


Obudziłam się dziś rano z przyjemnym łaskotaniem w brzuchu, które nie dawało mi spokoju, dopóki pierwszy łyk porannej kawy nie uświadomił mi bardzo istotnego faktu.

Otóż dziś jest ROCZNICA.

 

Dokładnie rok temu, 6 kwietnia, ukazała się trzecia i ostatnia część trylogii Gdy ucichną miasta – tom Gdy powstaną miasta. Trylogii, która jest ze mną od wielu lat, a z Wami od lat pięciu, i która zmieniła w moim życiu bardzo wiele. Jeśli nie wszystko.

 

W 2019 roku, gdy ukazał się pierwszy tom (nakładem Fabryki Dygresji), moje spojrzenie na zawód pisarza i na cały mechanizm wydawniczy było bardzo idealistyczne, momentami nawet dość naiwne. Potykałam się na każdym kroku, łykałam jak pelikan wszystkie branżowe rady (nawet sprzeczne ze sobą), pozbawiona filtra, który pomógłby mi przesiać z tego wora rozmaitych pomysłów te, które były właściwe. DLA MNIE właściwe. No, ale czymże są początki w każdej branży, jeśli nie entuzjastycznymi wybuchami naiwności. Najważniejsze to wyciągać z nich wnioski.

W ciągu ostatnich pięciu lat przez moją głowę przetoczyły się niezliczone fronty zwątpienia mieszanego z euforią, smutku z zapałem, poczucia przekonania o własnej sprawczości z przeogromnymi pokładami niepewności.

Czy jest sens to kontynuować?
Czy warto podejmować wysiłek? Nie lepiej włożyć go w coś innego, pewniejszego?
Czy jestem jeszcze w stanie napisać choć jedno tętniące życiem zdanie – takie, które porwie i pozbawi czytelnika na sekundę tchu?

(Jestem pewna, że nawet w wieku osiemdziesięciu lat, z dorobkiem w postaci trzydziestu wydanych książek będę zadawać sobie te pytania z wciąż zadziwiającą regularnością – zapewne zwykle przed rozpoczęciem pisania kolejnej książki).

 

Gdy natłok takich myśli zalewa mi umysł, a kreatywność i pewność siebie blakną w zastraszającym tempie, pomoc nadchodzi z miejsca, z którego mocy nie zdawałam sobie sprawy w trakcie literackiego debiutu, a które teraz, pięć lat później, uznaję za najbardziej wartościową, znaczącą i motywującą rzecz dla mnie jako pisarki:

 

„Moja koleżanka chciała zajrzeć tylko jak będzie się czytało „Gdy ucichną miasta”…  I co? Tak ją pochłonęły już pierwsze strony, że prawie spaliła garnek, bo wstawiła wodę, by ugotować ryż :))) Woda zupełnie się wygotowała…..”

Dzisiaj rano skończyłam czytać trylogię o miastach. Pochłonęłam ją błyskawicznie. Chodziła za mną już jakiś czas potrzeba postapokaliptycznej historii. Dziękuję!”

„Świetnie się czyta całość! Świetnie! Mam nadzieję, że myślisz o ekranizacji w jakiejś dobrej wytwórni dla Netflix lub HBO.”

„Stworzyła pani niesamowitą serię , która mnie wciągnęła bez reszty. Świetnie skonstruowana, jeszcze lepiej napisana, wciąga od pierwszej do ostatniej strony.”

„Już tak dawno nie miałam okazji trafić na książki od których nie można się oderwać. Niesamowite. Proszę pisać. Nie przestawać. Potrzebuję takich opowieści i myślę że nie tylko ja. Mam co prawda 54 lata ale pod wpływem tej lektury poczułam się znowu młoda. Byłby to wspaniały materiał na serial.”

Wasze słowa są tym, co od pięciu lat sprowadza mnie na właściwą drogę w myśleniu o własnej twórczości i własnej sprawczości. Wasze maile pełne ciepła, serdeczności i zaskoczenia (bo niby nie jesteś fanem/fanką książek postapo, a tymczasem nie możesz oderwać się od lektury!). Wasze komentarze na portalach i w mediach społecznościowych – pełne zachwytu i zniecierpliwienia (kiedy kolejny tom?!). A chyba najszerszy mam uśmiech, gdy widzę po raz kolejny sugestię: ta opowieść nadaje się na serial (halo, Netflix!).

 

W 2019 roku sądziłam, że po Gdy ucichną miasta sięgną przedstawiciele grupy Young i New Adult. Dziś po serię sięgają córki i polecają mamom i babciom. Czytają żony i mężowie, czytają osoby w miastach i na wsiach, czytacie na wakacjach i w przerwie w pracy. Dla Uli i jej przyjaciół zarywacie noce! (Nie powinnam się tak cieszyć, bo sen to bardzo ważna sprawa, ale jednak… w pełni doceniam i rozumiem magię nocnego czytania!). Od premiery ostatniego tomu trylogii minął już rok, a ja wciąż otrzymuję od Was maile, wciąż widzę nowe komentarze, wciąż pojawiają się nowi czytelnicy i nowe czytelniczki.

Jestem Wam niesamowicie wdzięczna: że sięgacie po historię Uli, że polecacie ją wśród rodziny i przyjaciół, że piszecie o tym w publicznej przestrzeni, dzięki czemu informacja o trylogii dociera coraz dalej (ostatnio nawet do Szkocji!).

 

Najbardziej jednak jestem Wam wdzięczna za czas, jaki poświęcacie na pisanie do mnie tych wszystkich cudownych maili, że poświęcacie swój cenny czas, by dać mi znać, że WARTO. Kochani, dziękuję!

 

Na zakończenie chciałam podzielić się jeszcze paroma informacji, z których przynajmniej jedna powinna przyprawić o szybsze bicie serca wszystkich fanów trylogii…

Ostatni rok był dla mnie czasem wyciszenia medialnego. Zrezygnowałam z obecności w rozpraszających mnie social mediach, zminimalizowałam swoją obecność na Instagramie i Facebooku. Wszystko to było mi niezmiernie potrzebne, by uporządkować zebraną w ostatnich latach wiedzę, doświadczenie, spostrzeżenia, by zastanowić się nad tym, czego tak naprawdę pragnę, co jest wartościowe a co szkodliwe dla mnie i dla mojej twórczości, a także jasno określić kierunek pisarsko-wydawniczy, w jakim chciałabym zmierzać w nadchodzących miesiącach i latach. Proces ten jeszcze trwa, ale czuję, że jestem już bliżej końca niż początku. Dlatego też…

…w roku 2024 nie ukaże się żadna moja nowa powieść, choć trwają prace nad czterema kolejnymi (na różnym etapie). Rok ten chcę w pełni poświęcić na domknięcie przełomowych dla mnie spraw osobistych, tak aby mieć pewność, że powracam do Was z wypoczętym umysłem, uporządkowanym podejściem do spraw pisarko-wydawniczych, ze spokojem w sercu i duszy oraz z mocnym postanowieniem, że nowa powieść, którą Wam wręczę w 2025, będzie zgodna z moim przekonaniem i z intuicją. Czyli dokładnie taka, jaka być powinna!

Ale…

 

Nie wykluczam, że w 2025 roku ukaże się więcej niż jedna powieść.
Nie wykluczam też, że jedna z nich będzie tą, o którą prosicie najczęściej.
Bo jak się okazuje, sporo jest jeszcze do opowiedzenia, Gdy…

?

 

Z wiosennymi pozdrowieniami!

Wasza KMJ

2 komentarze

  • Anna

    Cieszę się bardzo na nowe powieści. Tylko smutno, że tak trudno dostać trylogię w wersji papierowej. Choć ebook też czyta się świetnie, to co na półce, to jakby łatwiej dostępne i w każdej chwili można wrócić.

  • Jula

    Weszłam na bloga przypadkiem po Pani ostatnim poście na instagramie, a tu takie nowiny! Razem z mężem, który mnie namówił do przeczytania trylogii, czekamy z niecierpliwością na nowości! ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *