O tym, że istniały, wiemy z licznych, cichutko przemykających w tle postaci: w filmach fabularnych, w serialach kostiumowych, w dziennikach i wspomnieniach osób świata kultury i polityki, w powieściach. Znany jest nam obraz młodziutkiej dziewczyny w białym fartuszku, okrzyk „Niech Kazia poda”, uderzenie obcasa o wyfroterowaną podłogę gdzieś w oddali, gdy Kazia dyga z jeszcze cichszym „Tak, proszę pani”. Obrazy i dźwięki nieobce, nienowe. Jak często jednak służącym poświęca się nie odrobinę miejsca w tle, lecz całą pierwszą stronę? I jak często oddaje się im głos?
W swojej książce Służącego do wszystkiego (wyd. Marginesy) Joanna Kuciel-Frydryszak przedstawia nam liczne wypisy ze wspomnień i dzienników, których głównym tematem jest właśnie postać polskiej służącej. Autorka porusza się między końcem XIX wieku a pierwszą połową XX, ukazując dogłębny obraz ówczesnej służącej do wszystkiego. Podkreślam: do wszystkiego. Jej pochodzenie, trudny start, brak perspektyw, opis miejsca i narzędzi pracy, a także służących zaniedbywanie, wykorzystywanie i niedocenianie. Wraz za tym ciągnie się cały szereg emocji: oddanie, poświęcenie, gniew i nienawiść – emocje przeplatają się tak, jak przeplatały się losy służącej z pracodawcami. Na kartach książki poznajemy m.in. Annę Kaźmierczak (prababkę Angeli Merkel), Teosię Pytkówkę oraz Anielę, autorkę słynnego „kto czytał ten trąba” (zakończenie Ferdydurke W. Gombrowicza). Poznajemy także wiele bezimiennych dziewcząt: Kaź, Baś, Jóź.
Służące do wszystkiego to także opowieść o rodzinach – nielicznych, lecz obecnych – o których należy pamiętać: troskliwych, lojalnych i postępujących z należytym szacunkiem względem służby. Domach, w których niewyedukowane służące znajdywały nie tylko ciepły kąt i strawę, lecz także rodzinę, a nawet jaśniejszą perspektywę na przyszłość.
Książka Kuciel-Frydryszak to pozycja ważna i wyciągająca z mroku dziejów jedną z najliczniejszych i najbardziej zaniedbanych grup – społecznie i prawnie. Maszerując dziarsko przez kolejne rozdziały, rośnie w człowieku przekonanie, że określenie „biała niewolnica” nie ma nic wspólnego z wybujałą wyobraźnią. To realizm w czystej postaci.
Osobiście zakończyłam lekturę taką oto refleksją: Jak dobrze, że ten etap dziejów i rozwoju ludzkości mamy już w Polsce za sobą. Jaka szkoda, że tak wiele jest jeszcze do zrobienia.
One Comment
Basia
Dobrze napisane!