Rewolucja w górach

Gdy ponad rok temu dowiedziałam się, że Emilia Teofila Nowak pisze kolejną książkę, nie byłam zaskoczona. Po lekturze Piromanów – debiutu E.T. Nowak – jasne było, że to dopiero początek literackiej przygody autorki Hotelu Aurora.

Hotel Aurora – bo to o tej powieści obyczajowej dziś mowa – to prawie czterystustronicowa historia o sile solidarności kobiet, o niełatwej miłości, o popełnianiu zwykłych, ludzkich błędów i o życiowych wyborach. Przede wszystkich jednak o relacjach międzyludzkich: zazwyczaj trudnych, często toksycznych, czasem decydujących.

Trzeba przyznać, że autorka dysponuje niezwykle lekkim piórem. Powieść czyta się płynnie, przyjemnie i ze swobodą. Autentyzmu dodają soczyste dialogi oraz szczegółowa psychologia postaci: bohaterowie są wyraziści, zapadają w pamięć i od samego początku stają przed oczami – jak żywi! Od pierwszych stron można traktować ich konkretnymi emocjami: sympatią, irytacją, a nawet złością – i to z odpowiednio energicznym, czytelniczym przytupem. Bohatera można polubić, można go znienawidzić, może nieziemsko drażnić, ale bez wątpienia każda z postaci Hotelu Aurora ma w sobie iskrę, dzięki której przekładamy kolejną stronę i kolejną, i kolejną… O trzeciej w nocy, nad rozgotowującym się makaronem czy w tramwaju (przegapiając swój przystanek).

Dużym atutem są wyraźnie przemyślane poglądy każdego z bohaterów. Niezwykle prawdziwe, życiowe, namacalne. Choć każdy z nas może się z jednymi zgodzić, z innymi nie, to z rozkoszą będziemy wchłaniać te niewydumane, życiowe mądrości. O czym to świadczy? A o tym, że książka nie powstała na kolanie, z dnia na dzień, lecz rodziła się dłużej, jeszcze zanim autorka postawiła pierwszą literkę.

W każdej lekturze znajdzie się coś, przy czym można zmarszczyć nos z konsternacją. I w Hotelu Aurora znalazłam dwa takie elementy. Gdzieś tam szybciej mi się zamrugało, gdzieś tam lekko uniosła się brew.

Pierwszą z nich jest język młodocianych bohaterów drugoplanowych (Kleo i Ludwika). O ile Ludwika dało się zaakceptować, o tyle Kleo zdecydowanie nie brzmiała wiarygodnie. Posługiwała się językiem nazbyt dorosłym, potrafiła nazwać zjawiska zbyt skomplikowane dla tak młodego umysłu (nawet rezolutnego!) i korzystała z określeń trudnych do zrozumienia (a tym bardziej nazwania) przez dzieci w tym wieku – obydwoje mają po dziewięć lat.

Druga rzecz to zakończenie i jego dynamika. Odbiega od uporządkowanej i płynnej reszty. Zastanawiam się, czy umieszczenie w końcówce tak licznych i dość wybijających z rytmu odniesień do kolejnego tomu/tomów serii było niezbędne…? W moim odczuciu zakończenie zdecydowanie odbiegało od harmonijnej reszty i pozostawiło lekkie poczucie zagubienia.

Nic to jednak, drobiazgi, gdyż Hotel Aurora czyta się z zapartym tchem, na jednym wdechu, odczuwając przepływające pod skórą intensywne emocje. Powieść łyknęłam na dwa razy (byłoby na raz, gdyby nie nieoczekiwane przeboje pociągowe w sobotni poranek).

Z niecierpliwością wyczekuję planowanej kontynuacji! You go girl!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *